Uczeń z dysfunkcjami społecznymi – pomoc prawna dla rodziców

Adwokat Piaseczno - Halina Strupczewska > BLOG > Uczeń z dysfunkcjami społecznymi – pomoc prawna dla rodziców

Kiedy dziecko idzie do szkoły, rodzice bardzo często mają mnóstwo obaw. Czy moje dziecko poradzi sobie z nowymi obowiązkami? Czy trafi na mądrych pedagogów? Czy będzie miało przyjaciół? A przede wszystkim – czy szkoła będzie dla niego przyjaznym i bezpiecznym miejscem.

Dla rodziców dzieci z ADHD lub Zespołem Aspergera odpowiedzi na te pytania mają podstawowe znaczenie. Jeśli dziecko nie znajdzie w szkole zrozumienia dla swoich problemów i zawsze będzie tym „niegrzecznym”, „dziwnym” czy „źle wychowanym”, to może się okazać, że wszystkie starania, terapie, treningi umiejętności społecznych, Tomatisy i neuroflowy, będą na nic. A dziecko znienawidzi szkołę – i naukę przy okazji również.

Z pewnością jest wielu pedagogów z powołaniem, którzy są świetnie przygotowani do pracy z dziećmi z dysfunkcjami społecznymi, chcą i potrafią im pomagać. Do mnie jako do adwokata trafiają jednak rodzice w sytuacjach ekstremalnych, dla których relacje ze szkołą są nie tylko trudnym doświadczeniem, ale i źródłem kłopotów prawnych.

Wystarczy, że szkoła wyśle do Sądu Rejonowego prośbę o wgląd w sytuację dziecka. Kilka lakonicznych stwierdzeń w takim zawiadomieniu, a efekt kuli śnieżnej mamy zapewniony. Sąd z urzędu wszczyna postępowanie, by zbadać, czy aby „dobro dziecka nie jest zagrożone”, bądź też czy dziecko nie jest „zdemoralizowane”. W praktyce Sąd sprawdza, czy dziecku nie dzieje się krzywda i czy rodzice właściwie spełniają swoje obowiązki. Żeby nie było wątpliwości – Sąd bynajmniej nie zajmuje się oceną działań szkoły wobec ucznia.

O tym, że Sąd interesuje się ich rodziną, rodzice dowiadują się najczęściej od kuratora sądowego, który składa im niezapowiedzianą wizytę (O zgrozo, jeśli w domu jest bałagan!) i oczekuje odpowiedzi na liczne pytania, które dotyczą nie tylko dziecka, ale też sytuacji całej rodziny. Kiedy rodzice otrząsną się z pierwszego szoku po takim spotkaniu, zazwyczaj otrzymują wezwanie z Sądu zatytułowane „w sprawie ograniczenia władzy rodzicielskiej” i wówczas prawie dostają zawału.

Jeśli zamiast na oddział kardiologiczny trafią do mnie, to na spokojnie ustalamy dalszą strategię i to nie tylko w postępowaniu sądowym, ale również w relacjach ze szkołą. Czemu to łączę, zamiast zająć się Sądem, jak na prawnika przystało? Odpowiedź jest dla mnie oczywista: interesuje mnie kompleksowe rozwiązanie problemu, które źródłem jest w takiej sytuacji nastawienie szkoły do ucznia.

Z mojego doświadczenia wynika, że szkoła zawiadamiając sąd rodzinny wysyła jednocześnie rodzicom niewerbalny komunikat pt. „Natychmiast przepiszcie dziecko do innej placówki!”. Czy poddać się temu dyktatowi? Walczyć? Co będzie lepsze dla dziecka? Decyzja w tej sprawie zawsze należy do rodziców, a moją rolą jest zapewnienie im prawnego wsparcia, uświadomienie, jakie prawa przysługują ich dziecku i im samym, czego mogą domagać się od szkoły i w jaki sposób to egzekwować.

Szkoła szkołą, ale pozostaje jeszcze kwestia sprawy sądowej. Jak się „bronić”? Cóż, przede wszystkim trzeba udowodnić, że nie jest się wielbłądem. Innymi słowy, pokazać Sądowi, że zachowanie dziecka wynika z jego dysfunkcji, oraz że rodzice robią wszystko co możliwe, aby mu pomóc. Nie ma innej rady, jeśli nie chcemy, żeby Sąd ingerował we władzę rodzicielską. Z mojego doświadczenia wynika, że zazwyczaj Sądy ze zrozumieniem podchodzą do sytuacji dzieci ze zdiagnozowanymi dysfunkcjami, ale wiele zależy tu od mądrości i życiowego doświadczenia Sędziego oraz od tego, w jaki sposób rodzice udowodnią swoje racje.